Emigracja z kotem.

norway25Z moim ukochanym w Norwegii pracujemy już ponad rok. Udało nam się dorobić nawet dwupokojowego mieszkanka, oczywiście nie na własność, ale umowa najmu jest nieograniczona czasowo. Warunki wspaniałe! Pracujemy na zmiany i muszę przyznać, że czasami czuję się samotna, kiedy wracam do domu i mijam się z Kubą wybiegającym na drugą zmianę. Wracam do pustego mieszkania i tam mam dwa wybory, zostać i poszukać sobie zajęcia lub umówić się na wyjście z koleżankami…..o ile one też mają odrobinę czasu… Zwykle nie mają! Każdy gdzieś biegnie, praca, własne cztery kąty, własny partner, a nawet własne dzieci. Tysiąc obowiązków na dzień! I jak tu znaleźć czas na wyjście z samotną koleżanką? Przed wyjazdem z Polski miałam w domu kota. Musieliśmy oddać go w opiekę starszej cioci Kuby. Wiem, że ma u niej jak u Pana Boga za piecem, ale… ja po prostu za nim tęsknię. Z rodzicami rozmawiam przez telefon lub internet, z siostrą i kuzynkami nawet czasem się spotykamy w jakimś punkcie Europy, ale z moim Demonem nie mogę porozmawiać, ani zobaczyć się przez komputer. Ot, ciocia raz na moją prośbę wysłała mi zdjęcie śpiącego futrzaka. W zasadzie nasz pobyt tutaj już się ustabilizował, ale koty to terytorialne stworzenia i przeprowadzanie ich z miejsca na miejsce odbija się na ich psychice. Dziś widziałam kota w oknie sąsiadów i znowu zaczęłam myśleć jak przywieźć kota na emigrację…. Bo nie chcę norweskiego, ani jakiegoś syberyjskiego. Chcę dachowca, Polaka, burego… może być jeszcze całkiem maleńki, byle tylko wytrzymał trudy podroży. Wydaje mi się, że transport samolotem mógłby się udać. Niektóre linie lotnicze pozwalają przewozić zwierzęta także w kabinie pasażerskiej, więc przywiezienie maluszka jest chyba realne….

One Comment

Add a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *